Wschód słońca w dniu dożynek Suzanne Collins – recenzja

Czy są tu wielbiciele cyklu “Igrzyska śmierci” Suzanne Collins? Jeśli tak, to na pewno tak jak ja czekaliście na tę książkę. “Wschód słońca w dniu dożynek” to już 5 piąta część cyklu, która przenosi nas do czasu drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia, skupiając się na postaci Haymitcha Abernathy’ego. I choć od początku los Haymitcha jest nam znany z poprzednich części, to od książki nie sposób się oderwać.

Krótki zarys fabuły:

Tegoroczne obchody są szczególne, bowiem z okazji drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia na arenę trafi podwójna liczba trybutów. Wśród “wybranych” znalazł się młody Haymitch. Musi opuścić rodzinę, dom i udać się do Kapitolu, gdzie będzie walczyć o życie z innymi trybutami. I choć od początku wiadomo jak zakończą się jego zmagania na arenie i kto wraca jako zwycięzca do Kapitolu, to jednak książka niesie dużą wartość i każdy fan cyklu “Igrzyska śmierci” powinien ją przeczytać.

Ja od lat z przyjemnością sięgam po książki fantasy. Te spod pióra Suzanne Collins są mi szczególnie bliskie. Autorka ma dar pisania. W jej książkach nie brakuje emocji, uczuć i co najważniejsze – ciekawych postaci. “Wschód słońca w dniu dożynek” to część, której potrzebowałam, aby jeszcze lepiej zrozumieć postacie i ich historie. To swoiste uzupełnienie poprzednich części. To nie tylko walka na arenie, to przede wszystkim opowieść o ludzkich uczuciach, emocjach i o samej polityce Panem. Tu nie brakuje bólu, przemocy, ale i też nadziei, walki i buntu wobec Kapitolu i jego polityki. Po tej części zupełnie inaczej postrzegam postać Haymitcha i jego zachowanie. To lektura, która wciąga od pierwszych stron i budzi ogromnie dużo emocji. Na pewno na długo zostanie w mojej pamięci.

Wpis we współpracy z księgarnią internetową tantis.pl /egzemplarz do recenzji/

Dodaj komentarz